Pod koniec września „Kurier Lubelski" poinformował o przypadku pozbawienia prawa jazdy osoby, która zemdlała we własnym domu i trafiła do szpitala. Tam po przeprowadzeniu niezbędnych badań pacjent został z niego wypisany. Okazało się, że chwilowa utrata przytomności nie była konsekwencją żadnej poważnej choroby neurologicznej, a tylko złego odżywiania się.

Mimo to lekarz, zgodnie z obowiązującymi go przepisami, o omdleniu poinformował organ wydający uprawnienia do kierowania pojazdami. Ten wezwał nieszczęśliwego przedsiębiorcę na dodatkowe badania – i pozbawił go prawa jazdy na rok.

A co jeśli takie omdlenie przydarzy się w pracy, a szef wezwie do niedomagającego lekarza? Wtedy też może się okazać, że to nieszczęśliwe, epizodyczne zdarzenie nie tylko pozbawi prawa jazdy, ale i posady.

O krok za daleko

Jak to możliwe? Pozwala na to rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie badań lekarskich kierowców i osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami z 7 stycznia 2004 r. (DzU nr 2, poz. 15 ze zm.), a dokładnie załącznik nr 4b do tego aktu, dotyczący sposobu oceny stanu zdrowia osoby chorej na padaczkę w celu stwierdzenia istnienia lub braku przeciwwskazań zdrowotnych do kierowania pojazdami.

Już sama nazwa tego załącznika sugeruje, że zawarte w nim regulacje dotyczą osób chorych na padaczkę, a więc z rozpoznanym schorzeniem neurologicznym. Jednak treść załącznika odnosi się już nie tylko do osób z kwalifikacją medyczną choroby, lecz także do tych, u których zachodzi podejrzenie jej występowania.

Nieszczęsne unormowanie, o którym tak głośno było ostatnio w mediach, to punkt 8 tego załącznika stanowiący, że: „osobie ubiegającej się o prawo jazdy kategorii A, A1, B, B1, B+E, T albo posiadającej prawo jazdy kategorii A, A1, B, B1, B+E, T, która miała pierwszy w życiu napad o symptomatologii padaczkowej, można wydawać prawo jazdy albo przedłużać okres jego ważności po przedstawieniu opinii neurologa potwierdzającej okres 1 roku bez napadów".

Jak należy interpretować jego treść? Otóż przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na to, że w stosunku do osób posiadających uprawnienia do kierowania autem mówi on o przedłużeniu okresu jego ważności, jeśli osoba z neurologicznym epizodem wykaże się 12-miesięcznym okresem bez napadów, potwierdzonym w zaświadczeniu przez lekarza neurologa. To w praktyce oznacza obligatoryjne roczne embargo na prowadzenie auta, które może zostać usunięte dopiero po upływie 12 miesięcy bez kolejnego omdlenia potwierdzonego lekarskim pismem.

Aby takie zaświadczenie uzyskać, trzeba siłą rzeczy być pod opieką specjalisty. Nie sposób bowiem oczekiwać, że lekarz wystawi człowiekowi z ulicy tego typu dokument bez odpowiedniej dokumentacji medycznej. To z kolei oznacza regularne wizyty dla osoby, która w rzeczywistości nie wymaga takiej fachowej opieki, i blokowanie kolejki dla pacjentów, którzy potrzebują pomocy neurologicznej.

Podniesienie poprzeczki

Kontrowersyjne przepisy obowiązują od 29 czerwca 2011 r., kiedy to zostały wprowadzone do porządku prawnego za sprawą rozporządzenia ministra zdrowia z 15 kwietnia 2011 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie badań lekarskich kierowców i osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami (DzU nr 88, poz. 503). Nie można jednak jednoznacznie stwierdzić, że nowelizacja była bezsensowna.

Jeśli chodzi o chorych na epilepsję, to dzięki niej zyskali oni prawo do ubiegania się o prawo jazdy po przedstawieniu opinii neurologicznej potwierdzającej brak napadów padaczkowych w ciągu ostatnich dwóch lat leczenia. Po tym okresie chory podlega badaniom kontrolnym co pół roku przez dwa lata, następnie co rok przez kolejne trzy lata, a potem – w zależności od wskazań lekarskich. Jednocześnie zaostrzono przepisy dotyczące lekarzy, którzy są obecnie zobowiązani do informowania organu wydającego prawo jazdy o rozpoznaniu padaczki w celu oceny predyspozycji chorego do kierowania pojazdami.

Osoba posiadająca prawo jazdy kategorii A, A1, B, B1, B+E, T, u której kiedykolwiek rozpoznano padaczkę bądź kiedykolwiek wystąpił napad o symptomatologii padaczkowej, nie może być uznana za zdolną do kierowania pojazdami w ramach obowiązków służbowych. To dobre zmiany. Ale obowiązek informowania lekarza o jednorazowym epizodzie neurologicznym, bez względu na okoliczności i w gruncie rzeczy podłoże medyczne przypadłości (np. złe nawyki żywieniowe – niejedzenie śniadań w połączeniu z zawrotnym tempem życia, omdlenie związane z przypadłościami kobiecymi czy chwilowym silnym stresem) jest kuriozalne.

Kaskada zdarzeń

Wróćmy na grunt prawno-pracowniczy. Wyobraźmy sobie następujący ciąg wydarzeń. W firmie dochodzi do nieszczęśliwego zdarzenia. Pracownik traci przytomność i upadając, rani się w głowę. Przyczyną omdlenia była wadliwa wentylacja i długotrwałe przebywanie pracownika w pomieszczeniu bardzo słabo przewietrzanym. Zdarzenie zostaje zakwalifikowane jako wypadek przy pracy – zostało wywołane przyczyną zewnętrzną, powodującą uraz, co nastąpiło w związku z pracą.

Podstawowe znaczenie przy określaniu, czy nastąpił wypadek przy pracy, ma właściwe zrozumienie pojęcia nagłego zdarzenia. W definicji ustawowej jest to nagłość skutku, a nie nagłość przyczyny. Nagłość skutku – w tym wypadku to uraz głowy, pozwala na właśnie taką kwalifikację prawną tego zdarzenia

. Szef musi udzielić podwładnemu pierwszej pomocy. Obowiązek ten nakłada na niego choćby art. 209 k.p. czy § 44 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy (tekst jedn. DzU z 2003 r. nr 169, poz. 1650 ze zm.). Cuci pracownika, resuscytacja krążeniowo-oddechowa nie była konieczna, ponieważ osoba po kilku sekundach przytomnieje. Mimo że rana głowy wydaje się jedynie powierzchowna, to szef dzwoni na pogotowie. Po paru minutach przyjeżdżają ratownicy.

Po opatrzeniu głowy i przeprowadzeniu ogólnego wywiadu decydują się zabrać poszkodowanego na rutynowe badania do szpitala. RTG i tomografia głowy nie wykazują zmian ani kostnych, ani neurologicznych. Mimo to, konsultujący go neurolog jest zmuszony o całym zdarzeniu poinformować organ wydający prawa jazdy, czyli wojewódzki ośrodek ruchu. Tamtejszy lekarz na podstawie omawianego rozporządzenia pozbawia nieszczęśnika prawa jazdy. I tu pojawiają się schody.

Bez możliwości odwołania

Otóż osoba pozbawiona w ten sposób prawa jazdy jest praktycznie bezbronna. Nie może się skutecznie bronić przed werdyktem medyka. Zgodnie bowiem z wyrokiem WSA z Olsztyna z 21 maja 2008 r. (II SA/Ol 191/08) ostateczne orzeczenie lekarskie, wydane w trybie rozporządzenia ministra zdrowia z 7 stycznia 2004 r. w sprawie badań kierowców i osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami (DzU nr 2, poz. 15), nie podlega weryfikacji przez organy administracji publicznej, w prowadzonych przez nie postępowaniach o cofnięcie uprawnień do kierowania pojazdami.

Zagrożenie do 19 stycznia

Na szczęście wadliwy przepis zniknie z porządku prawnego, ale dopiero w styczniu przyszłego roku. Dokładnie 19 stycznia 2013 r., kiedy wejdzie w życie ustawa o kierujących pojazdami z 5 stycznia 2011 r. (DzU nr 30, poz. 151). Do tego czasu, jeśli pracownik zasłabnie np. w pracy i szef czy współpracownik wezwie do niego lekarza (- patrz „Obowiązki medyczne szefa"), to w majestacie prawa zatrudniony może zostać pozbawiony prawa jazdy. A jeśli takie nieszczęście przytrafi się zawodowemu kierowcy, to razem z tym dokumentem straci również etat ( -patrz „Utrata uprawnień koniecznych").

Co nam zatem pozostaje? Czy trzeba mieć przy sobie karteczkę z informacją, że się nie cierpi na żadne schorzenia kardiologiczne i w przypadku omdlenia nie życzymy sobie, by wzywano do nas lekarza? Przecież to kompletny absurd.

OBOWIĄZKI MEDYCZNE SZEFA

Przepisy z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy nakładają na pracodawców obowiązek zapewnienia sprawnie funkcjonującego systemu pierwszej pomocy w razie wypadku w firmie. Wiąże się to nie tylko z zapewnieniem systemu łączności oraz materialnych środków do udzielania pierwszej pomocy (np. opatrunków), ale również z wyznaczeniem i przeszkoleniem wybranych pracowników.

Zgodnie z § 44 rozporządzenia ministra pracy i polityki społecznej z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy (tekst jedn. DzU z 2003 r. nr 169, poz. 1650 ze zm.) pracodawca ma obowiązek zapewnić pracownikom sprawnie funkcjonujący system pierwszej pomocy w razie wypadku oraz środki do udzielania pierwszej pomocy. W szczególności powinien zapewnić:

? punkty pierwszej pomocy w wydziałach (oddziałach), w których wykonywane są prace powodujące duże ryzyko wypadku lub związane z wydzielaniem się par, gazów albo pyłów substancji sklasyfikowanych jako niebezpieczne ze względu na ostre działanie toksyczne,

? apteczki w poszczególnych wydziałach (oddziałach) zakładu pracy.

Obsługę punktów i apteczek na każdej zmianie należy powierzyć wyznaczonym pracownikom, przeszkolonym w udzielaniu pierwszej pomocy.

Pracodawca powinien dokonać dokładnej analizy zagrożeń występujących w firmie i na ich podstawie musi podjąć decyzję, jak zorganizować i usprawnić system udzielania pierwszej pomocy. Szef musi mieć przy tym świadomość odpowiedzialności, jaką poniesie w przypadku nieodpowiedniego wyposażenia zakładu pracy w system udzielania pierwszej pomocy.

Zgodnie z art. 162 kodeksu karnego kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.

UTRATA KONIECZNYCH UPRAWNIEŃ

Pracownik – kierowca może utracić posiadane uprawnienia do wykonywania zawodu (w tym wypadku prawo jazdy) wskutek niezależnych od siebie okoliczności. Tak będzie w przypadku orzeczenia o niemożności prowadzenia pojazdu wydanego w trybie rozporządzenia ministra zdrowia z 7 stycznia 2004 r. w sprawie badań kierowców i osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami (DzU nr 2, poz. 15 ze zm.).

W takiej sytuacji, jako że utrata przez pracownika uprawnień koniecznych do wykonywania pracy nastąpiła z przyczyn niezawinionych przez niego, szef nie może rozstać się z nim bez wypowiedzenia. Wolno mu jednak rozwiązać umowę o pracę za wymówieniem bądź złożyć wypowiedzenie zmieniające jego warunki pracy lub płacy (art. 45 § 1 k.p., art. 43 pkt 2 k.p.).

Powyższe potwierdza wyrok SN 6 października 1998 r. (I PKN 368/98).

Grzegorz Orłowski radca prawny w spółce z o.o. Orlowski, Patulski, Walczak

Grzegorz Orłowski radca prawny w spółce z o.o. Orlowski, Patulski, Walczak

Komentuje Grzegorz Orłowski, radca prawny w spółce z o.o. Orlowski, Patulski, Walczak

Negatywne skutki utraty prawa jazdy w sferze zatrudnienia nie ograniczają się tylko do zawodowych kierowców. W równej mierze dotyczą wszystkich tych, dla których samochód jest niezbędnym narzędziem pracy, bez którego cel zatrudnienia może być niemożliwy do osiągnięcia.

Chodzi o pracowników mobilnych, takich jak przedstawiciele handlowi, serwisanci, przedstawiciele medyczni itp., dla których utrata prawa jazdy w najlepszym przypadku może oznaczać przesunięcie do innej pracy.

Częściej jednak oznacza pożegnanie się z pracą nie wskutek „utraty uprawnień koniecznych do wykonywania zawodu", ale po prostu z powodu obiektywnej niemożności wykonywania dotychczasowej pracy. Te zagrożenia w żadnym przypadku nie powinny jednak mieć wpływu na decyzję szefa – jak się zachować w przypadku omdlenia pracownika.

Wezwanie pogotowia najczęściej będzie nie tylko uzasadnione, ale po prostu konieczne. Reasumując – uregulowania dotyczące bezpieczeństwa w ruchu drogowym odbijają się na sferze zatrudnieniowej. Jeżeli mają znamiona absurdalności, to i absurd wnika w stosunki pracy. Nie widzę jednak możliwości „prostowania" tego np. poprzez kierowane do pracodawców oczekiwanie, aby z byle powodu nie wzywali pomocy medycznej, bo wtedy wahadło absurdu odchyli się w drugą stronę.