W specyfikacjach przetargowych co do zasady zakazane jest używanie znaków towarowych, czyli wskazywanie konkretnych produktów. Jak wynika z raportu OpenForum Europe, organizacji propagującej otwarte standardy, 13 proc. unijnych ogłoszeń o zamówieniach na sprzęt IT i oprogramowanie nadal wskazuje konkretne marki. Co gorsza, to polscy zamawiający najczęściej w całej UE piszą wprost, co chcą kupić. Od trzech lat jesteśmy w pierwszej trójce państw, które ogłaszają najwięcej przetargów, wskazując konkretne znaki towarowe.

– Sądzę, że w dużej mierze wynika to ze zwykłej wygody. Opisanie tego, co chce się kupić, w sposób funkcjonalny, czyli wyjaśniając, jakie funkcje ma mieć sprzęt czy oprogramowanie, wymaga sporo zachodu. Dlatego część zamawiających wybiera krótszą drogę – mówi Tomasz Zalewski, partner w kancelarii Wierzbowski Eversheds.

W polskich przetargach opis funkcjonalny zdarza się niezwykle rzadko. Nawet gdy zamawiający nie posługują się nazwami produktów, to wskazują wymagania poprzez konkretne parametry. Niestety, często prowadzi to do tego samego efektu – parametry są tak zestawione, że spełnia je i tak jeden produkt.

12,5 tys. zamówień na sprzęt IT udzielono w 2010 r.

Przykładów na stosowanie znaków towarowych nie trzeba długo szukać. W maju Pomorski Urząd Marszałkowski wskazał w przetargu wprost oprogramowanie firm Microsoft, Adobe, Photoshop i Corel. Po pytaniu zadanym przez Fundację Wolnego i Otwartego Oprogramowania urząd odpowiedział, że zakup takiego, a nie innego oprogramowania „wynika z uzasadnionych potrzeb".

Tylko wyjątkowo

Przepisy pozwalają na posługiwanie się znakami towarowymi tylko wówczas, gdy jest to uzasadnione specyfiką przedmiotu zamówienia i nie można go opisać za pomocą dostatecznie dokładnych określeń.

13 proc. ogłoszeń przebadanych przez OpenForum Europe wskazywało konkretny sprzęt lub programy

– Mam wrażenie, że zamawiający często zapominają, iż oba te warunki muszą być spełnione łącznie. Zamówienia informatyczne są specyficzne, ale zazwyczaj da się je opisać – uważa Anna Specht, partner w kancelarii Schampera, Dubis, Zając.

Urzędnicy często tłumaczą, że skoro cały urząd pracuje w systemie MS Windows, to dokupując nowe komputery, muszą wyposażyć je w ten właśnie system, aby zapewnić kompatybilność.

– To fałszywe przekonanie. Informatyka opiera się na współpracy wielu różnych rodzajów sprzętu i oprogramowania. Nawet jeśli ma to być taki, a nie inny system operacyjny, to niech wyniknie to z oceny ofert, a nie będzie przesądzane przed ogłoszeniem przetargu – polemizuje z tą praktyką Zalewski.

Darmowe nie gorsze

Urzędnicy powinni się też zastanowić, czy wydawanie publicznych pieniędzy jest w ogóle potrzebne. W wypadku wielu zastosowań doskonale sprawdza się oprogramowanie open source. Pokazuje to przykład Urzędu Miasta w Jaworznie, w którym od kilku lat używa się darmowego oprogramowania biurowego.

– Początkowo nie wszyscy byli z tego zadowoleni, ale szybko przyzwyczaili się do nowych aplikacji. Okazało się też, że nie ma kłopotu np. z wymianą korespondencji z innymi urzędami, które stosują komercyjne oprogramowanie – mówi Maciej Bąk, starszy informatyk urzędu. Same oszczędności na zakupie licencji na pakiety biurowe szacuje się na kilkaset tysięcy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora s.wikariak@rp.pl

 

Zobacz serwis: Zamówienia publiczne » Przygotowanie postępowania » Specyfikacja istotnych warunków zamówienia