Na przełomie lat 2010 i 2011 dobiegło końca ok. 4 tys. umów zawartych na czas określony z pracownikami Biedronki. Z większością firma podpisała kolejne umowy, ale nie ze wszystkimi. Wśród osób, z którymi ich nie zawarto, byli członkowie związku.
„Solidarność” uznała to za dyskryminację i domagała się ich ponownego zatrudnienia, strasząc sądem i prokuraturą.
– Nie jest tak, że każda decyzja pracodawcy niekorzystna dla osoby należącej do związku jest od razu oceniana przez pryzmat naruszenia zasady równego traktowania – mówi Dominika Dorre-Nowak, radca prawny z Kancelarii Sobczyk & Współpracownicy.
Jej zdaniem [b]związkowcy mogliby skutecznie zarzucać dyskryminację, gdyby wszyscy lub zdecydowana większość tych, z którymi firma nie przedłużyła umów, należeli do organizacji.[/b] Argumentem pracodawcy może być niższe zapotrzebowanie na pracę na określonych stanowiskach w powiązaniu z obiektywnymi kryteriami, np. wydajnością, oceną pracowników.
Tymczasem Alfred Kubczak, dyrektor ds. relacji zewnętrznych JMD SA, właściciela Biedronki, informuje, że w stosunku do ponad 3,3 tys. pracowników, którym skończyły się umowy, zapadły decyzje o ponownym zatrudnieniu. Dotyczyły one zarówno członków związków zawodowych, jak i niezrzeszonych. W około 700 wypadkach decyzja o zawarciu nowych umów nie została podjęta. W tej grupie do NSZZ „Solidarność” należało ok. 50 osób.
Zmniejszenie liczebności związku działacze traktują jako działanie zmierzające do utrudniania działalności związkowej. Przypominają, że na podstawie art. 35 ust. 1 [link=http://akty-prawne.rp.pl/Dokumenty/Ustawy/2001/DU2001Nr%2079poz%20854.asp]ustawy o związkach zawodowych[/link] dyskryminowanie za działalność związkową i utrudnianie jej podlega karze grzywny albo ograniczenia wolności.
[b] Krakowska prokuratura bada sprawę, w której działacze związkowi zarzucili firmie naruszenie art. 35 ustawy o związkach zawodowych po tym, gdy komórka organizacyjna, w której są zatrudnieni, miała być zlikwidowana. [/b]Zarzut obejmuje dyskryminację i celowe działania, których głównym motywem ma być pozbycie się ich z firmy.
Sytuacje takie stawiają pracodawcę w trudnej sytuacji. Musi się tłumaczyć w prokuraturze, że rezygnacja z części działalności nie jest dyskryminacją, ale wynika z rachunku ekonomicznego.
[ramka][b]Opinia:[/b]
[b]Karolina Kędziora, prezes Polskiego Towarzystwa Prawa[/b]
Kiedy weszły w życie przepisy antydyskryminacyjne w prawie pracy, mieliśmy do czynienia z wysypem nieuzasadnionych i nieprzemyślanych pozwów przeciwko pracodawcom z powodu naruszenia zasady równego traktowania. Z czasem do sądów zaczęły trafiać sprawy, w których faktycznie pracownicy byli dyskryminowani i sądy przyznawały im rację.
Rośnie więc liczba spraw, w których skutecznie podważane są działania dyskryminujące zatrudnionych. Wykształca się dorobek orzeczniczy i składy orzekające coraz lepiej potrafią ocenić, czy doszło do dyskryminacji. [/ramka]
[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora, [mail=t.zalewski@rp.pl]t.zalewski@rp.pl[/mail][/i]