Niekiedy w praktyce trudno odróżnić pojęcia „podróż służbowa” i „czas pracy”. Nasz czytelnik zatrudnia pracownika, którego często wysyła w jednodniowe delegacje. Osoba ta wyjeżdża o 4 rano, a wraca o 22 lub 23.

Firma wprawdzie wypłaca jej należność za delegację, ale nie wypłaca żadnego wynagrodzenia za godziny nadliczbowe.

Nie daje też do odbioru tych dodatkowych godzin. Pracodawca zastanawia się, czy postępuje słusznie.

[srodtytul]Kontrowersyjny przypadek[/srodtytul]

Trzeba wskazać, że choć poruszona kwestia jest w praktyce kontrowersyjna, a to dlatego, że niekiedy w praktyce trudno odróżnić podróż służbową od czasu pracy, to firma postępuje zgodnie z prawem.

Potwierdził to [b]Sąd Najwyższy w wyroku z 23 czerwca 2005 r. (sygn. akt II PK 265/04).[/b]

Wskazał wówczas, że zgodnie z art. 128 § 1 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=AE89BF528781D2C42167CAF23691862B?id=76037]kodeksu pracy[/link] czas dojazdu i powrotu z miejscowości stanowiącej cel pracowniczej podróży służbowej oraz czas pobytu w tej miejscowości nie są pozostawaniem do dyspozycji pracodawcy w miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy.

Jednak w zakresie przypadającym na godziny normalnego rozkładu czasu pracy podlegają wliczeniu do jego normy (nie mogą być od niej odliczone), natomiast w zakresie wykraczającym poza rozkładowy czas pracy mają w sferze regulacji czasu pracy i prawa do wynagrodzenia doniosłość o tyle, o ile uszczuplają limit gwarantowanego pracownikowi czasu odpoczynku.

[srodtytul]Bez nadgodzin[/srodtytul]

Co prawda, prawo stanowi wyraźnie, jak kształtuje się maksymalna tygodniowa i dzienna norma czasu pracy, a wszelkie jej przekroczenie (mówimy o pełnym etacie i zwykłym systemie czasu pracy) trzeba kwalifikować jako godziny nadliczbowe, to jednak inaczej należy ocenić przypadek czytelnika.

Zgodnie z art. 129 § 1 k.p. czas pracy nie może przekraczać ośmiu godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w pięciodniowym tygodniu pracy w przyjętym okresie rozliczeniowym, który nie może przekroczyć czterech miesięcy.

Oznacza to np., że dziewiąta godzina w dobie i średnio 41. godzina pracy w tygodniu pracownika zatrudnionego na cały etat w podstawowym systemie czasu pracy są dla niego nadgodzinami. A to rodzi ważkie prawne konsekwencje, można się bowiem domagać od szefa dodatkowego wynagrodzenia.

Trzeba jednak podkreślić, że czas pracy stanowi kategorię, która ma dwojakie znaczenie. Jest bowiem zarówno miernikiem pozostawania w dyspozycji pracodawcy, jak i miarą zakresu świadczenia pracy decydującą o uprawnieniu do wynagrodzenia i innych świadczeń.

Zgodnie z art. 128 k.p. czasem pracy jest czas, w którym pracownik pozostaje w dyspozycji pracodawcy w zakładzie pracy lub w innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy. Warto przy tym pamiętać, że zgodnie z art. 80 k.p.[b] wynagrodzenie przysługuje w zasadzie tylko za zadania wykonane, a za czas niewykonywania pracy pracownik zachowuje prawo do wynagrodzenia tylko wówczas, gdy przepisy tak stanowią.[/b]

A zatem pozostawanie w dyspozycji pracodawcy nie rodzi samo przez się obowiązku zapłaty. Wprawdzie można przyjąć, że podróż służbowa jest formą szeroko rozumianego pozostawania w dyspozycji, lecz nie wymaga ona fizycznej obecności w firmie lub innym miejscu, które jest wyznaczone do wykonywania pracy. Co za tym idzie, nie przysługuje też wynagrodzenie za godziny nadliczbowe.