-[b]Jak przekonać obecnego pracodawcę (ośrodek sportu i rekreacji), aby zaliczył mi do stażu pracy okres, kiedy pracowałem jako sprzedawca paliw na stacji benzynowej w latach 1985 – 1989. Mam komplet dokumentów ze świadectwem pracy włącznie. Niestety, ówczesny koncern paliwowy zatrudniał nas wtedy na zasadzie umowy agencyjnej w charakterze agenta stacji benzynowej w pełnym wymiarze czasu pracy. Nie prowadziłem jednak własnej działalności, a pracowałem osobiście, odpłatnie, w warunkach podporządkowania pracodawcy co do miejsca, czasu i sposobu wykonywania zadań. W jaki sposób to teraz udowodnić? [/b]
Prawdopodobnie czytelnikowi trudno będzie przekonać obecnego pracodawcę, aby pięcioletni okres wykonywania obowiązków sprzed ponad dwóch dekad zaliczyć mu do stażu pracy. Dlatego że nie był to kodeksowy angaż pracowniczy, który podlega takiemu uwzględnieniu w latach zatrudnienia, a jedynie umowa agencyjna, na mocy której świadczył swoje obowiązki.
Zgodnie z art. 758 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=93719C6CD3ACD89210D2611B928207E8?id=70928]kodeksu cywilnego[/link] przez umowę agencyjną przyjmujący zlecenie (agent, czyli w tym wypadku ten na stacji benzynowej) zobowiązuje się, w zakresie działalności swego przedsiębiorstwa, do stałego pośredniczenia, za wynagrodzeniem, przy zawieraniu z klientami umów na rzecz dającego zlecenie przedsiębiorcy albo do zawierania ich w jego imieniu.
[srodtytul]Jak franczyza[/srodtytul]
Taką formę niby-zatrudnienia stosowano powszechnie w latach 80. np. w kioskach Ruchu czy na CPN-owskich stacjach benzynowych. Oczywiście osoba prowadząca sprzedaż w takim punkcie czy dystrybucję paliw robiła to osobiście, odpłatnie i w miejscu oraz czasie wyznaczonym przez dającego zlecenie. Ponadto wykonywała to pod jego szyldem i musiała przestrzegać określonych standardów, procedur i znaków firmowych. Nie było to jednak ani dzisiejsze prowadzenie przedsiębiorstwa, ani tym bardziej klasyczne świadczenie pracy na umowę z kodeksu pracy. Bardziej przypominało to dzisiejszą dzierżawę czy franczyzę.
Ale ta ułomna forma i zatrudnienia, i prowadzenia biznesu, w jakiej funkcjonowali agenci, pozwalała dużej firmie, np. Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa Książka Ruch (dzisiejszy Ruch SA) sprawnie działać przy zachowaniu wymaganych wszędzie norm, a bez konieczności sprawowania bieżącej kontroli nad tysiącami agentów. Ta z racji rozległej lokalizacji w całym kraju i licznych punktów sprzedaży byłaby niemożliwa do zrealizowania jak u tradycyjnego pracodawcy.
[srodtytul]Te same elementy, różne charaktery[/srodtytul]
Umowa agencyjna mogła zawierać wszystkie elementy dotyczące angażu pracowniczego. Były w niej określone zasady wykonywania zadań: w sposób osobisty, odpłatny i nawet w konkretnym miejscu, a także w pełnym wymiarze czasu pracy.
Nie znaczy to jednak, że przez to kontrakt ten stawał się umową o pracę. Dlatego świadczenia obowiązków służbowych w tej formie nie możemy zaliczyć do pracowniczego stażu pracy i czerpać z niego profitów.
[srodtytul]Co to za dokument[/srodtytul]
Zastanawiające jest jednak, dlaczego wykonywanie tych zadań potwierdza dokument nazywany przez czytelnika świadectwem pracy. Jest on przecież zastrzeżony dla stosunku pracy.
Być może chodzi o zaświadczenie o wykonywaniu zadań, które niby-pracodawca lub ajent nazwał jedynie świadectwem pracy.
[srodtytul]Co ma robić czytelnik[/srodtytul]
Dla niego brak zaliczenia przez obecnego pracodawcę pięciolatki spędzonej przy dystrybutorze paliw do stażu jest o tyle bolesne, że prawdopodobnie zwiększyłoby mu to dodatki, które wypłaca ośrodek sportu i rekreacji. Nie jest jednak zupełnie bez szans, gdyby chciał udowodnić, że taka forma wykonywania zadań była fikcyjnym zatrudnieniem stosowanym przez koncern. Ale wymaga przeanalizowania, czy dokumenty, jakimi dysponuje, lub dowody, jakie mógłby przedstawić, np. zeznania świadków, zdołają przekonać sąd do wydania korzystnego dla niego werdyktu.
Warto też zastanowić się, ile czasu to zajmie. Czy gra jest warta świeczki?