Nie zawsze ucieczka na L4 będzie skutecznym sposobem utrzymania się w firmie. Praktyka pokazuje, że czasami ma to wręcz odwrotny skutek.
W firmie południowej Polski po koniec stycznia pracodawca podjął decyzję o wypowiedzeniu umowy o pracę z powodu jej słabej jakości, braku zadowalających rezultatów oraz niewłaściwego stosunku pracownika do powierzonych zadań.
Dyrektor zarządzający zaprosił go do sali konferencyjnej, gdzie w towarzystwie kadrowej poinformował, że firma zamierza się z nim rozstać. Dyrektor nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, gdy pracownik mu przerwał i oznajmił, iż 15 minut wcześniej złożył w dziale kadr zaświadczenie lekarskie L4, z którego wynika, iż w tym dniu jest już na zwolnieniu lekarskim. Kadrowa zauważyła, że ponieważ tego dnia od rana świadczył pracę, składane mu wypowiedzenie jest skuteczne. Następnie przystąpiła do odczytania oświadczenia o rozwiązaniu umowy o pracę za wypowiedzeniem.
Także jej nie było dane skończyć. Pracownik ruszył ku drzwiom sali konferencyjnej, odpychając kadrową, która stała mu na drodze. Ta się przewróciła. Pierwszy raz w życiu padła ofiarą przemocy ze strony pracownika. Nie była też pewna, czy oświadczenie woli pracodawcy o wypowiedzeniu umowy o pracę zostało złożone skutecznie, skoro nie zdążono odczytać go w całości. A jeśli nawet, to czy zaświadczenie lekarskie stwierdzające niezdolność do pracy nie wystarcza do uznania wypowiedzenia za wadliwe. Jak zinterpretować fakt, że przez kilka godzin pracownik tego dnia normalnie świadczył pracę, a o swojej niedyspozycji powiadomił dopiero przed spotkaniem u dyrektora, którego się przecież spodziewał i znał jego cel? Co zrobił pracodawca? Następnego dnia kurier doręczył pracownikowi do domu oświadczenie o rozwiązaniu umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika, popularnie zwane dyscyplinarką, z art. 52 kodeksu pracy. Jako przyczynę rozwiązania wskazano ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych w postaci naruszenia godności i nietykalności cielesnej innego pracownika oraz czynnej napaści na kadrową.
Zwolniony nawet się nie odwołał do sądu pracy. A mógł przecież jeszcze dostawać wynagrodzenie przez trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Wystarczyło przyjąć z godnością wypowiedzenie i nie taranować kadrowej.
[i]Marcin Wojewódka jest radcą prawnym, specjalistą prawa pracy[/i]