Wiadomo, że wolny rynek od kilkunastu już lat ma u nas zakotwiczenie konstytucyjne. Zgodnie z art. 2 ustawy zasadniczej gospodarka rynkowa

– społeczna, ale jednak – stanowi podstawę ustroju gospodarczego naszego kraju. Nieodłącznym elementem takiego systemu jest konkurencja.

Nie oznacza to jednak, że przedsiębiorcy zawsze mają ze sobą konkurować. Czasem jest wręcz odwrotnie. Spróbujemy pokazać kilka sytuacji, w których konkurencja jest wręcz zakazana.

[srodtytul]Umów się i już[/srodtytul]

Zakaz konkurowania wynikać może z woli samych zainteresowanych. Przybiera on wówczas postać najzwyklejszej w świecie umowy prawa cywilnego. Zgodnie zaś z fundamentalną zasadą strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się naturze tego stosunku, ustawie ani zasadom współżycia społecznego (art. 353[sup]1[/sup] [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=70928]kodeksu cywilnego[/link]).

Czy zawarcie jakiejś umowy zawsze oznacza, że strony nie mogą ze sobą konkurować? Otóż nie. Prawo cywilne nie zna takiej reguły. Istnieje natomiast obowiązek działania w dobrej wierze i dochowania należytej staranności przez strony kontraktu. Dotyczy on jednak tylko treści tej konkretnej umowy, a nie relacji stron wykraczających poza dany kontrakt.

Dodajmy, że przepisy są surowsze, gdy chodzi o dużych graczy, zwłaszcza monopolistów. Ci nie mogą się umawiać, że konkurować nie będą, bo grozi im interwencja organów dbających o to, żeby rynkowej konkurencji nie zakłócano.

[srodtytul]Franczyza bez odrębnych uregulowań[/srodtytul]

Na temat zalet franczyzy wylano już morze atramentu i tu nie będziemy tych wątków rozwijać. Przypomnijmy tylko, że w uproszczeniu polega ona na tym, iż jedna ze stron (franczyzodawca) dostarcza drugiej wiedzę o prowadzeniu konkretnego biznesu (tzw. know-how) i uprawnia ją do korzystania ze swego znaku towarowego, druga zaś (franczyzobiorca) płaci z tego tytułu stosowną kwotę.

Franczyzodawcami są na ogół duże, często międzynarodowe koncerny, które wypracowały sobie na rynku rozpoznawalną markę. Tylko wtedy umowa taka ma sens. Oczywiście można sobie wyobrazić franczyzę polegającą na „wynajęciu” nikomu nieznanego znaku towarowego, ale na ogół będzie to dla franczyzobiorcy kiepski interes. Po co ma płacić za markę, którą równie dobrze może wyrobić sobie sam.

Franczyza nie doczekała się na razie ustawowego uregulowania. Nie ma więc siłą rzeczy przepisów określających zasady konkurowania przez strony takiej umowy. Reguły te mogą natomiast wynikać z umów zawieranych przez strony. Zazwyczaj będą one ograniczać franczyzobiorcę.

[srodtytul]Weź know-how[/srodtytul]

Wiedzę o działalności gospodarczej wolno przekazać w formach innych niż umowa franczyzowa. Może to być licencja na korzystanie z opatentowanego wynalazku, szkolenie, wniesienie aportu do spółki itp. W naszym prawie nie ma jakichś ogólnych norm, które zakazywałyby konkurowania stronom takich transakcji. Mogą jednak trafić się jakieś regulacje szczególne. Członek zarządu nie może np. bez zgody spółki zajmować się interesami konkurencyjnymi ani być wspólnikiem w konkurencyjnej spółce osobowej czy wchodzić w skład organu konkurencyjnej osoby prawnej.

Co więcej, nie wolno mu mieć 10 proc. albo więcej udziałów czy akcji takiej spółki. A ponieważ członkowie zarządów sami są często wspólnikami, wychodzi na to, że jeśli wcześniej wnieśli aportem know-how, nie mogą ze swoją firmą konkurować.

[srodtytul]Co z konsorcjum[/srodtytul]

Konsorcjum – tak jak franczyza – nie ma odrębnych, poświęconych mu przepisów. O treści relacji prawnej przesądzają zwyczaje oraz umowy. Konsorcjum to pojęcie bardziej ekonomiczne niż prawne. W największym skrócie chodzi o to, że kilka firm łączy siły do osiągnięcia wspólnego celu. Uczestnicy konsorcjum co do zasady mogą ze sobą konkurować. Na ogół zresztą tak właśnie jest – są to przecież podmioty działające w tej samej branży. Siłą rzeczy muszą więc ubiegać się o tych samych klientów, startować w tych samych przetargach itp. Do uczestnictwa w konsorcjum zmusza je z reguły to, że działając wspólnie, są w stanie przedstawić mocniejszą ofertę albo w ogóle sprostać wymogom stawianym przez zamawiającego. Nie przestają jednak być rynkowymi przeciwnikami.

Firmy tworzące konsorcjum obowiązuje natomiast wspomniana wcześniej zasada dobrej wiary i troska o należyte wykonanie wziętych na siebie zobowiązań. Niedopuszczalne będą też działania, które mogłyby w jakiś sposób storpedować wspólne przedsięwzięcie. W praktyce jednak wszystko zależy od okoliczności konkretnego przypadku.

[srodtytul]Pracownicy miewają trudności[/srodtytul]

Pewne ograniczenia mogą też dotknąć osób, które po odejściu z pracy chcą zakładać własną firmę. Co do zasady nie jest to zabronione. Wystarczy, że ktoś taki dokona wymaganych prawem zgłoszeń i rejestracji (urząd gminy, urząd skarbowy, ZUS itd.) i podejmie działalność, a już będzie można uznać go za przedsiębiorcę.

Jeśli jednak zdarzyło się tak, że pracownik podpisał tzw. umowę o zakazie konkurencji, sytuacja nieco się komplikuje. Ustawodawca wprost dopuszcza zawarcie takiej umowy na okres po ustaniu stosunku pracy. Przepisy pozwalają na to wtedy, gdy pracownik ma dostęp do szczególnie ważnych informacji, których ujawnienie mogłoby narazić pracodawcę na szkodę (art. 101[sup]2[/sup] [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=76037]kodeksu pracy[/link]). Pojęcie szczególnie ważnych informacji jest pojemne i nie będziemy tu się głowić, czy zakaz konkurencji jest dopuszczalny wtedy, gdy pracownik nie miał dostępu do ważnych informacji.

Ci, którzy lubią eksperymentować, mają szerokie pole do popisu, próbując wyplątać się z umowy o zakazie konkurencji. Do pomyślenia jest np. zawiązanie przez byłego pracownika jednoosobowej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością.

Z przepisów wynika bowiem tylko, że pracownik nie może prowadzić działalności konkurencyjnej wobec pracodawcy ani też świadczyć pracy w ramach stosunku pracy lub na innej podstawie na rzecz podmiotu prowadzącego taką działalność. Natomiast przy zawiązaniu nowego podmiotu formalnie działalność konkurencyjną prowadzi spółka, a nie pracownik.