W autobusie na hiszpańskim lotnisku dwóch pasażerów z Polski komentuje wyświetlany na ekranie film z gwiazdą, która była twarzą kampanii reklamowej jednego z banków w Polsce. Po chwili przechodzą do rozmowy o samej kampanii i kontrakcie z aktorem, dyskutując o jego wymaganiach, kosztach oraz o konkurencji. Omawiają wszystko na tyle szczegółowo, że przypadkowy słuchacz tej wymiany zdań nie ma wątpliwości, że są to menedżerowie, którzy bezpośrednio uczestniczyli w projekcie.

Tę autentyczną sytuację Tomasz Starzyk z wywiadowni gospodarczej Bisnode D&B Polska podaje jako przykład beztroski, która może doprowadzić do wycieku wrażliwych danych z firmy. Beztroski wcale nierzadkiej wśród menedżerów, którzy w półprywatnych sytuacjach zapominają czasem o zasadach, jakimi kierują się na co dzień w pracy.

Z tabletem w kawiarni

– Zbyt często zdarza się słyszeć w rozmowach w miejscach publicznych – np. w metrze, klubie, windzie albo na spotkaniach towarzyskich – konkretne nazwy firm, nazwiska, kwoty czy marże – ocenia Tomasz Starzyk. Zwraca też uwagę na korzystanie z komputerów, smartfonów oraz tabletów w komunikacji miejskiej i w kawiarniach. – Nazwiska, numery telefonów – wszystko to jest często wystawione na widok publiczny. Tylko spisywać – dodaje.

Jak ostrzega Katarzyna Wrzesińska z wywiadowi gospodarczej IABI, w miejscach, w których jest publiczny dostęp do internetu (tzw. hot spoty), łatwo włamać się do czyjegoś komputera czy telefonu i wybrać poufne dane. Niekiedy nie jest to zresztą potrzebne.

Tajemnice z pociągu

Maciej, były dziennikarz dużej ogólnopolskiej gazety, do dziś wspomina, że swego największego newsa zdobył zupełnie przypadkiem... na siłowni, gdy ćwiczył obok menedżera z firmy, która akurat negocjowała przejęcie swego konkurenta. Menedżer wprawdzie unikał rozmów o sprawach służbowych z kolegą z siłowni, ale tamtego wieczora podczas ćwiczeń odebrał pilny telefon wzywający go do firmy. Zanim wyszedł z sali, z jego krótkiej wymiany zdań Maciej zorientował się nie tylko, że transakcja wkrótce będzie zawarta, ale też ile mniej więcej wyniesie jej wartość...

Takie przypadkowe informacje ceni sobie Artur, szef spółki doradczej, który często podróżuje pociągiem Intercity na trasie Warszawa – Kraków. Niejednokrotnie był mimowolnym świadkiem narad przedstawicieli firm jadących na ważne spotkanie w którymś z tych miast. Z ich rozmów bez trudu mógł się zorientować, do kogo, po co i z jaką ofertą się wybierają. Kilka pozyskanych w ten sposób wiadomości wykorzystał potem w biznesie. Jak zaznacza, bez szkody dla swych przypadkowych informatorów.

Z jego podróży korzysta też żona, konsultant w jednej z firm headhunterskich, gdyż uczestnicy podróży służbowych często plotkują o znajomych. Nie pomijając ich nazwisk czy nazwy firmy, rzecz jasna.

Kosztowne ksero

Zdaniem ekspertów, nawet jeśli firma pilnie chroni w sejfie poufną dokumentację, sprzątanie biura powierza wyłącznie sprawdzonej agencji, a w salach konferencyjnych i gabinetach szefów instaluje sprzęt antypodsłuchowy, to wrażliwe informacje i tak mogą wyciec do konkurencji. Zwykle źródłem wycieku są pracownicy, w tym menedżerowie.

Na czele listy potencjalnych firmowych szpiegów są sprzątaczki

Zarówno w wymyślonych, jak i w autentycznych szpiegowskich historiach na celowniku różnego rodzaju agentów są często sekretarki i asystentki, które najczęściej mają dostęp do dokumentów szefów. Jednak bardzo łakomym kąskiem są wprowadzeni w firmowe tajemnice menedżerowie. Tym bardziej łakomym, że – jak przyznaje Tomasz Starzyk – niejednokrotnie wrażliwe dane sami niemal podają na talerzu. Tak jak zrobił to menedżer w dużej spółce telekomunikacyjnej, który drukował na ogólnodostępnej drukarce warunki ważnego przetargu. Wydrukował i zapomniał o dokumentach. Ktoś inny skserował papiery i zrobił z nich użytek. W rezultacie firma przegrała wart kilka milionów złotych przetarg, w którym głównym kryterium była cena – zadecydowała różnica jednego grosza na cenie jednostkowej...

Ryzykowne może być też niefrasobliwe rozkładanie na biurku ważnych papierów. Według przedstawiciela Bisnode D&B Polska np. w USA wiele firm stosuje zasadę tzw. face down – czyli wszystkie służbowe dokumenty, które pracownicy trzymają na biurkach, muszą być kładzione tekstem do blatu.

Podesłany pracownik

Niektórym osobom trudno uwierzyć w to, że szpiegiem może być kolega z pracy. Wbrew pozorom zdarza się to dość często, i to nie tylko w branży motoryzacyjnej, gdzie co rusz wybuchają skandale wywołane oskarżeniami o szpiegostwo przemysłowe.

Sprawcą jednej z głośnych afer był chiński inżynier, który po dziesięciu latach pracy w amerykańskich zakładach Forda postanowił przenieść się do Chin. W prezencie dla nowego, chińskiego pracodawcy skopiował około czterech tysięcy stron dokumentacji koncernu z USA, w tym wrażliwe dane dotyczące technologii produkcji.

– Konkurujące ze sobą firmy coraz częściej podsyłają sobie pracowników szpiegów, którzy mają za zadanie wyciągnąć poufne dane – twierdzi Katarzyna Wrzesińska. To oznacza, że menedżerowie powinni starannie dobierać i weryfikować współpracowników, zanim powierzą tajemnice firmy nowo przyjętym osobom.

Jej opinię potwierdza zastrzegający sobie anonimowość specjalista ds. wywiadu gospodarczego. Według niego zdarza się, że agencje oferujące usługi szpiegostwa korporacyjnego monitorują oferty zatrudnienia, sprawdzając, czy interesująca je firma nie prowadzi rekrutacji. – Są w stanie przygotować świetnego kandydata i wprowadzić go do firmy jako swego kreta – twierdzi nasz rozmówca. Niewykluczone, że m.in. dlatego tegoroczny raport firmy KPMG „Profil korporacyjnego oszusta" wykazał, że prawie połowa sprawców nadużyć w polskich firmach to pracownicy z krótkim, bo średnio czteroletnim, stażem pracy.

Znajomy z konferencji

Fachowcy od wyciągania poufnych informacji polują też na ich dostawców podczas branżowych targów czy kongresów. Jak podkreśla Katarzyna Wrzesińska z IABI, ?należy bardzo ostrożnie podchodzić do kontaktów biznesowych zawieranych zwłaszcza na targach czy konferencjach. Nigdy bowiem nie wiadomo, czy osoba, z którą rozmawiamy, rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. Tymczasem niewinne na pozór pogawędki na spotkaniu branżowym pozwalają fachowym szpiegom uzyskać od nieświadomych zagrożenia osób wiele wrażliwych danych.

– Ważne, aby na spotkaniu czy konferencji, nawet podczas krótkiej przerwy kawowej, nie pozostawiać bez opieki laptopów czy telefonów, którymi się posługujemy i na których mamy jakiekolwiek służbowe dane – przypomina Tomasz Starzyk.

Zwraca też uwagę, że niezależnie od tego, czy jest to rozmowa o pracę, umówione spotkanie biznesowe, pogawędka w kuluarach konferencji czy też nieformalne spotkanie w klubach, menedżerowie powinni być wyczuleni na pytania odnoszące się w bezpośredni sposób do ich pracy oraz zasad funkcjonowania firmy, w której pracują. Przede wszystkim warto zachować ostrożność, gdy padają pytania dotyczące obecnych i potencjalnych klientów, roli poszczególnych osób w organizacji, wynagrodzeń albo marż na produktach.

Najsłabsze ogniwo

Jak rozpoznać osobę, która próbuje uzyskać wrażliwe informacje?

– Przede wszystkim po tym, że zadaje wiele pytań na ten „konkretny temat", powraca do rozmowy. W głowie menedżera powinna się wtedy zapalić czerwona lampka. Często się jednak nie zapala.

Fachowi szpiedzy przemysłowi potrafią metodą „na przyjaciela" zaskarbić sobie względy nawet bardzo ostrożnych osób. Przychodzi im to jeszcze łatwiej, gdy spotkania podlane są alkoholem.

Czesław Wiencis z firmy Euro Soft, która oferuje m.in. audyty bezpieczeństwa i wykrywanie podsłuchów, twierdzi, że wiele poufnych danych wycieka już po zakończeniu oficjalnych spotkań i rozmów, podczas zakrapianego alkoholem grilla czy kończącej konferencję imprezy.

Jeden z najbardziej znanych włamywaczy komputerowych, Kevin Mitnick, nie bez powodu mówił, że łamał ludzi, a nie hasła. Teraz, prowadząc szkolenia z bezpieczeństwa informatycznego, podkreśla, że mimo upływu lat nadal najsłabszym ogniwem systemów ochronnych pozostaje człowiek.

?Pokusa wykazania własnych możliwości

Zdarzają się sytuacje, gdy zamiast wprowadzać szpiega do firmy, informacje wyciąga się z menedżerów podczas sfingowanej rekrutacji.

Ułatwia to fakt, że wśród ofert pracy, zwłaszcza na stanowiska menedżerskie, sporo jest tzw. ogłoszeń ukrytych – gdzie nie podaje się nazwy potencjalnego pracodawcy.

Według przedstawicieli firm rekrutacyjnych klienci zastrzegają sobie taką poufność, np. w sytuacjach, gdy przymierzają się do wymiany menedżera, albo gdy obawiają się, że konkurencja na podstawie działań rekrutacyjnych firmy odkryje jej plany rozwoju (np. wejścia na nowe rynki). Nazwę pracodawcy ujawnia się dopiero na zaawansowanym etapie rozmów z kandydatem.

Jednak bywa i tak (choć nie są to powszechne przypadki), że rekrutacja jest fikcyjna, a w rzeczywistości chodzi o wyrafinowaną akcję szpiegostwa gospodarczego. W oszukańczym naborze oferuje się bardzo atrakcyjne warunki jako przynętę, i w taki sposób określa wymagania wobec kandydata, aby wśród chętnych znalazł się menedżer z wybranej firmy (w czasach Internetu i mediów społecznościowych są duże szanse, że dość szybko informacja o superofercie dotrze do właściwych osób). Taki kandydat jest wówczas zapraszany na rozmowę rekrutacyjną, gdzie czeka na niego odpowiednio przygotowany „rekruter". – Kandydaci, szczególnie gdy starają się o atrakcyjną pracę, zwykle chcą się pokazać z jak najlepszej strony. Specjalista dość łatwo może tak pokierować rozmową, aby wyciągnąć wrażliwe informacje – twierdzi ekspert ds. wywiadu gospodarczego.