Szczególny obowiązek śledzenia liczbowego stanu mają firmy, które zbliżają się do 50 zatrudnionych osób. Muszą one bowiem stosować ustawę z 7 kwietnia 2006 r. o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji (DzU nr 79, poz. 550 ze zm., dalej ustawa). Zgodnie z art. 1 ust. 2 odnosi się ona do pracodawców wykonujących działalność gospodarczą angażujących co najmniej 50 pracowników.
Taka liczba zatrudnionych pozwala załodze powołać specjalne przedstawicielstwo – radę pracowników. To ją pracodawca musi informować o szczególnie istotnych działaniach firmy, a niektóre z nich konsultować z tym ciałem.
Nie jest to jednak mechaniczne przekroczenie 50-tki. Stan ten ustala się na bieżąco – na podstawie przeciętnej liczby zatrudnionych w stosunku pracy z ostatnich sześciu miesięcy przed dniem powiadomienia o wyborach członków rady pracowników. Dość skomplikowaną procedurę jej określenia wskazuje art. 7 ustawy, ale dopuszcza kilka metod dojścia do tego wyniku.
W tej liczbie uwzględnia się wszystkich zatrudnionych na podstawie umów o pracę, powołania, wyboru, mianowania czy spółdzielczej umowy o pracę. Bez znaczenia jest przy tym rodzaj angażu (próbny, terminowy, stały, sezonowy, na zastępstwo) oraz rozmiar zatrudnienia (na pełnym etacie czy jego części). Do limitu tego przyjmuje się też pracowników młodocianych. Pomija się natomiast chałupników, a także wykonawców innych umów cywilnych, np. zleceń, o dzieło.
Gdy firma osiągnie 50-osobowe zatrudnienie, szef niezwłocznie podaje tę informację do wiadomości podwładnych w sposób przyjęty u niego. Przykładowo wywiesza ją na tablicy ogłoszeń, rozsyła w poczcie majlowej do wszystkich zatrudnionych czy w wewnętrznej sieci Intranet. Tak nakazuje art. 7 ust. 5 ustawy.
Tu wątpliwości może budzić określenie, że pracodawca podaje tę informację „niezwłocznie". Co to znaczy, w jakim czasie ma to zrobić? Ustawa nie precyzuje tego pojęcia. Jedyny ślad jego tłumaczenia znaleźć można w przepisie dotyczącym terminów załatwienia sprawy z postępowania administracyjnego – organy administracji publicznej obowiązane są załatwiać sprawy bez zbędnej zwłoki (art. 35 § 1 kodeks postępowania administracyjnego). Niewiele to jednak pomaga w precyzyjnym podaniu terminu.
Z kolei Sąd Najwyższy wyroku z 30 czerwca 2011 r. (III CSK 282/10) wskazał, że użytego w art. 455 kodeksu cywilnego określenia „niezwłocznie" nie należy utożsamiać z terminem natychmiastowym. „Niezwłocznie" oznacza bowiem termin realny, mający na względzie okoliczności miejsca i czasu, a także regulacje zawarte w art. 354 i art. 355 k.c.
Zatem szef nie powinien zbyt długo zwlekać z podaniem stanu uprawniającym do powołania rady. Jeśli powiadomi o tym, przekaże informacje o kompetencjach tego gremium i zasadach zorganizowania wyborów, to na tym wymagania wobec niego kończą się. Teraz inicjatywa należy do załogi.
Gorzej będzie, gdy pracodawca w ogóle zatai dane o liczbie personelu. Art. 19 pkt 2 ustawy wskazuje, że gdy nie poda informacji, o której mowa w art. 7 ust. 5 (dotyczącej przekroczenia wielkości zatrudnienia uprawniającego do powołania rady pracowników), grozi mu kara ograniczenia wolności albo grzywny.
Zgodnie z kodeksem wykroczeń ograniczenie wolności trwa miesiąc, natomiast grzywnę sąd orzeka od 20 zł do 5 tys. zł. Choć adresatem sankcji związanych z naruszeniem ustawy może być wiele osób, to w tym konkretnym wypadku odpowiada tylko pracodawca. To on bowiem jest zobowiązany do podania załodze informacji o stanie załogi i tylko on może zostać ukarany za naruszenie tego wymogu.
Poniżej limitu
Nie odetchnie ten szef, któremu spada liczba załogi poniżej 50 osób. Nie oznacza to bowiem automatycznego rozwiązania rady pracowników. Po powołaniu tego gremium pracodawca nie bada już stanu zatrudnienia w firmie.
Na jej pożegnanie musi czekać, aż upłynie kadencja rady, która trwa cztery lata. Niewykluczone więc, że przed kolejnymi wyborami poziom zatrudnienia ponownie będzie obligował go do jej powołania i tym samym dalszego tolerowania w zakładzie.
Komentuje dr Marcin Wojewódka, Wojewódka i Wspólnicy Sp. k.
Przepisy ustawy są jasne i nakładają na pracodawców konkretny obowiązek poparty sankcją, która jest odpowiednia. Z naszych obserwacji wynika jednak, że problem braku informowania pracowników o osiągnięciu pułapu 50 zatrudnionych w praktyce prawie nie istnieje. I wynika to bardziej z niewiedzy szefów na temat istnienia takiej regulacji niż ich złej woli.
Oczywiście znajdą się przypadki, gdzie pracodawca celowo nie będzie zbliżał się do poziomu zatrudnienia stwarzającego ryzyko powstania rady, np. posiłkując się umowami cywilnoprawnymi czy pracownikami tymczasowymi, ale to zjawisko raczej jednostkowe. Co więcej, należy pamiętać, że w obecnym stanie prawnym to dopiero wniosek 10 proc. pracowników uruchamia procedurę tworzenia rady, która i tak wymaga 50-proc. frekwencji wyborczej.