W sobotę wchodzi w życie [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=320785]ustawa z 1 lipca 2009 r. o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców (DzU nr 125, poz. 1035)[/link]. Nowe przepisy mogą spowodować spore zamieszanie na rynku pracy.

– Zupełnie na co innego umawialiśmy się w Komisji Trójstronnej – denerwuje się Jerzy Langer, wiceszef NSZZ „Solidarność”. – Przepisy miały dotyczyć tylko firm dotkniętych kryzysem. Poza tym umowy terminowe miały być zawierane nie dłużej niż przez dwa lata, po czym następowałoby bezterminowe zatrudnienie.

[srodtytul]Problem z umowami[/srodtytul]

W myśl art. 13 ustawy wszystkie firmy w Polsce przestanie jednak obowiązywać zasada, że trzecia umowa na czas określony przekształca się automatycznie w bezterminową. Zgodnie z tym przepisem zatrudnienie terminowe nie może jednak przekraczać dwóch lat, bez względu na to, czy w tym czasie firmę i pracownika łączyła tylko jedna umowa czy kilka zawieranych po kolei.

– W tej chwili dwuletnia umowa na czas określony to bardzo popularne wśród pracodawców rozwiązanie – mówi Katarzyna Dulewicz, radca prawny, partner w kancelarii CMS Cameron McKenna. – Teraz po upływie tego okresu firma będzie musiała zwolnić takiego pracownika lub zatrudnić go na czas nieokreślony. Problem jednak dotyczy tego, jak liczyć te 24 miesiące. Czy do tego limitu należy wliczyć umowy zawarte przed wejściem w życie ustawy? A co, jeśli taka umowa została zawarta na trzy lata?

Kolejne niedociągnięcie: ustawa nie przewiduje sankcji za przekroczenie limitu 24 miesięcy. Umowa terminowa nie przekształci się wówczas w bezterminową, tak jak teraz, gdy jest to trzeci kontrakt z kolei. Taki pracownik będzie więc musiał wystąpić do sądu o stwierdzenie, że jego umowa powinna być bezterminowa lub nie uległa rozwiązaniu po upływie przewidzianego w niej okresu.

– [b]Może się okazać, że przepisy dotyczące umów terminowych dadzą pracownikom podstawę do pozwów[/b] – komentuje Dulewicz. – Pracodawcy nie wiedzą, czy zmieniać takie umowy, by uniknąć niekorzystnych konsekwencji. Czy powinni przy tym stosować procedury dotyczące zwolnień grupowych? To na pewno nie da żadnych udogodnień pracodawcom, wręcz przeciwnie, przysporzy im tylko kłopotów.

[srodtytul]Nowa organizacja pracy[/srodtytul]

Ustawa antykryzysowa przewiduje, że wszystkie firmy będą mogły zaproponować pracownikom nowy sposób rozliczania czasu pracy. Chodzi o to, że obecnie to, czy dana osoba pracuje średnio osiem godzin dziennie i 40 godzin tygodniowo, sprawdza się w okresach maksymalnie czteromiesięcznych.

W tak krótkim czasie pracodawcom trudno przesunąć natężenie pracy np. na jeden miesiąc, gdy mają więcej zamówień, a następnie oddać pracownikom wolne w pozostałych trzech miesiącach (np. sezon w branży hotelarskiej trwa zazwyczaj dłużej). Nowa ustawa przewiduje, że firmy będą mogły wprowadzić 12-miesięczne okresy rozliczeniowe, ale tylko za zgodą związków zawodowych lub – gdzie nie ma przedstawicieli załogi. Dzięki niej łatwiej będzie firmie organizować pracę zatrudnionych w niej osób, tak by nie musiała wypłacać im najpierw wynagrodzenia za nadgodziny, a później w spokojniejszym okresie szukać zajęcia i pieniędzy na pensje.

[ramka][b]Arkadiusz Sobczyk - radca prawny, adiunkt na UJ[/b]

To, że nowe przepisy powinny spełnić funkcję, jaką przewidział dla nich rząd, nie wyklucza tego, że spowodują one spore zamieszanie. Martwią mnie nowe regulacje dotyczące umów na czas określony, które zostały źle napisane. Oznaczają one dużo kłopotów dla przedsiębiorców, którzy w ten sposób zatrudniają pracowników. Obawiam się, że jeśli nie zostaną one szybko znowelizowane, ich interpretacją będzie się musiał zająć Sąd Najwyższy, co prawdopodobnie nastąpi już po tym, kiedy ta ustawa przestanie obowiązywać. Do tego czasu firmy nie będą miały pewności, jak się zachować. Jestem zaś zwolennikiem uelastycznienia czasu pracy. W przypadku wydłużania okresów rozliczeniowych pracownicy powinni jednak zastrzec, że jeśli stracą zatrudnienie po okresie, gdy mniej pracowali i zarabiali, to dostaną od pracodawcy wyrównanie do pełnego wynagrodzenia. [/ramka]