Każdego dnia robotnicy pracują osiem godzin, ale na plac budowy dojeżdżają godzinę. Szef ułatwił to logistycznie, organizując dla nich wspólny transport. Mimo że zgodnie z harmonogramem rozpoczynają pracę o 7, to spod siedziby firmy wyjeżdżają już o 6, a do domu wracają na 16. Czy dwie godziny podróży między 6 i 7 oraz 15 i 16 zaliczamy do ich czasu pracy? Jeśli tak, to jak za nie płacimy: jak za nadgodziny, podróż służbową czy zwykłe wynagrodzenie? – pyta czytelnik DOBREJ FIRMY.

Poruszony problem dotyczy większości firm budowlanych, bo powszechne stało się, że robotnicy wykonują pracę na budowach oddalonych od siedziby firmy nawet o 100 czy 200 km. Na dodatek zwykle mają rotacyjne miejsca pracy: w jednym tygodniu obsługują budowę w Warszawie, a w drugim w Poznaniu. Przynajmniej dwie godziny dziennie marnotrawią na dojazd do pracy. Kodeks pracy nie precyzuje, czy za ten czas przysługuje im wynagrodzenie. Jednak doktryna wskazuje, że nie jest to czas pracy, gdyż:

- nie pozostają wówczas do dyspozycji szefa i w gotowość do podjęcia pracy,

- mają szeroko określone miejsce pracy w swoich angażach,

- ich umowy wskazują godziny rozpoczęcia pracy.

Czas pracy to – zgodnie z art. 128 § 1 kodeksu pracy – pozostawanie do dyspozycji pracodawcy w zakładzie pracy lub w innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy. Podstawową cechą tego pojęcia nie jest zatem wykonywanie służbowych obowiązków, ale przebywanie w miejscu pracy lub innym wyznaczonym przez przełożonego oraz w gotowości do rozpoczęcia pracy.

Z ostatniej interpretacji Głównego Inspektoratu Pracy (GNP-152/302-4560-274/07/ PE) wynika, że miejsce pracy to co innego niż miejsce jej wykonywania. Pojęcia te mogą być tożsame tylko wtedy, gdy pozwala na to charakter zatrudnienia, np. pracownik wykonuje obowiązki w jednym punkcie – siedzibie firmy. Nie dotyczy to zatem budowlańca, bo ten się przemieszcza. W jego umowie o pracę najlepiej jest więc wpisać jako miejsce wykonywania pracy np. województwo mazowieckie. Wówczas zarówno praca na budowie w Warszawie czy Ciechanowie, jak i dojazd do niej zawsze odbywają się w obrębie miejsca wykonywania pracy. Według ekspertów robotnik nie jest ponadto w trakcie dojazdu do pracy dyspozycyjny i nie przejawia gotowości do podjęcia pracy. Nie ma też znaczenia, że w podróży towarzyszy mu szef. Dyspozycyjność i gotowość do podjęcia pracy występuje tylko wtedy, gdy są warunki do tego, by przełożony zlecił pracę zgodną z umową. Trudno natomiast wymagać od budowlańca, by wykonywał roboty budowlane w samochodzie.

Za tym że czas dojazdu nie jest czasem pracy, przemawiają też wynikające z harmonogramu godziny pracy. Bardzo często zatrudniony potwierdza swoje przybycie, odbijając kartę zegarową lub podpisując listę obecności. Ze względu na miejsce wykonywania służbowych obowiązków istotne jest, gdzie odbywa się rejestracja.

Zdaniem Sądu Najwyższego jeżeli pracownik miał obowiązek zgłoszenia gotowości do podjęcia pracy w siedzibie firmy, to należy przyjąć, że rozpoczął ją właśnie w tym miejscu, pomimo że faktycznie wykonuje ją gdzie indziej. Wówczas dojazd takiego pracownika do pracy należy traktować jako podróż służbową, a jej okres zaliczyć do czasu pracy (uzasadnienie do uchwały SN z 18 marca 1998 r., III ZP 20/97). Jeżeli natomiast harmonogram określa inne miejsce świadczenia pracy, bez obowiązku zgłaszania się w siedzibie pracodawcy, to gotowość pracownika rozpoczyna się z chwilą dotarcia do niestałego miejsca pracy. Od tej chwili pozostaje on do dyspozycji pracodawcy i rozpoczyna się czas pracy. Pracodawca powinien więc określić, że listę obecności pracownicy podpisują o godzinie 7 po przyjeździe na budowę. Wtedy pozbędzie się wątpliwości co do tego, że czas dojazdu nie jest czasem pracy.

Czas dojazdu do pracy nie jest czasem pracy, co oznacza, że nie wypłacamy za niego ani normalnego wynagrodzenia, ani dodatków za nadgodziny. Te ostatnie powstają bowiem tylko na skutek polecenia pracodawcy i następują po przekroczeniu m.in. dobowych norm czasu pracy. Ponadto praca nadliczbowa jest możliwa tylko w określonych przepisami wypadkach i, w odróżnieniu od pracy wykonywanej podczas normalnego czasu pracy, musi być faktycznie świadczona. Inaczej nie będą to godziny nadliczbowe, ale np. dyżur. Jeśli chodzi natomiast o podróż służbową, to w opisanym przypadku wystąpi ona tylko wtedy, gdy pracodawca zawęzi miejsce pracy do siedziby firmy. Wówczas za każdy wyjazd na budowę do innego miasta trzeba wypłacić diety i zwrócić koszty podróży. Podkreślam jednak, że nawet wtedy dwie godziny dojazdu i powrotu nie będą czasem pracy.