Kilka tygodni temu Ministerstwo Finansów ujawniło projekt zmiany ustawy o VAT. Autorzy twierdzą, że wprowadza rewolucyjne ułatwienia dla firm. Z kolei wśród ekspertów reprezentujących przedsiębiorców można spotkać się z opinią, że to kosmetyczne, nic niewnoszące zmiany. Kto ma rację?

Krzysztof Sachs: Prawda jak zwykle leży pośrodku. Ten projekt zawiera wiele dobrych dla przedsiębiorców rozwiązań, o których wprowadzenie od dawna zabiegają. Na pewno nie można więc twierdzić, że nie warto go uchwalać, bo firmy i tak na nim nie zyskają. Z drugiej strony propozycje te na pewno nie sprostają wszystkim oczekiwaniom środowisk biznesowych, wiele postulatów nie zostało bowiem uwzględnionych. Ponadto trzeba podkreślić, że w projekcie pominięto kilka trudnych, a czasem nawet kontrowersyjnych propozycji, jak np. kwestie definicji działalności gospodarczej, zasad opodatkowania samochodów osobowych czy możliwości tworzenia grup podatkowych. Paradoksalnie jednak właśnie brak tych propozycji może być jego zaletą.

Dlaczego?

Dzięki temu są większe szanse, że doczekamy się jego szybkiego uchwalenia. Trudno mi sobie wyobrazić, że któryś z klubów poselskich będzie miał wątpliwości, czy zawarte w obecnym projekcie rozwiązania należy przyjąć. Nie ma przecież wątpliwości, że likwidacja 30 proc. sankcji, rozliczanie VAT z tytułu importu w sposób bezgotówkowy czy umożliwienie wszystkim firmom składania deklaracji co kwartał – to zmiany korzystne dla podatnika. Jednocześnie wydaje się, że ewentualne skutki budżetowe tych rozwiązań są do przyjęcia dla MF. Projekt jest przecież inicjatywą rządu. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, aby zaczął szybko obowiązywać, może nawet 1 października tego roku. Choć doświadczenia prac nad nowelizacją VAT pokazują, że nawet termin 1 stycznia 2009 r. nie jest pewny.

Już nieraz nasz parlament uchwalał ustawę w kilka tygodni. Dlaczego nie miałoby się tak stać w wypadku nowelizacji ustawy o VAT?

Doświadczenie uczy, że Sejm potrafi działać sprawnie tylko wówczas, gdy musi, tzn. gdy istnieje termin, który w sposób definitywny określa moment zakończenia prac. To jest największe nieszczęście w pracach nad usprawnianiem VAT. Komisja Finansów Publicznych ma zwykle inne, pilniejsze zadania, np. budżet, którego nieuchwalenie grozi bardzo poważnymi konsekwencjami politycznymi. Nawet nowelizacje przepisów o podatku dochodowym są w lepszej sytuacji. W ich wypadku przynajmniej raz w roku następuje przyspieszenie prac, bo chyba już wszyscy posłowie pamiętają, że zmiany na kolejny rok muszą być ogłoszone do końca listopada. Tymczasem nowelizacja ustawy o VAT zawsze może poczekać jeszcze trzy miesiące. I w ten sposób czeka już ponad trzy lata, bo mniej więcej wtedy pojawił się pierwszy projekt zmian. Obecna propozycja MF to tak naprawdę ich kolejna wersja.

Spróbujmy przekonać parlamentarzystów, że nie ma co zwlekać. Co dobrego znajdą przedsiębiorcy w propozycjach resortu finansów?

Zacznijmy od tego, co jest ważne dla wszystkich podatników. Przede wszystkim likwidacja 30 proc. sankcji w VAT. Dzięki temu firma nie będzie już karana tylko za to, że np. popełniła błąd, ustalając moment powstania obowiązku podatkowego, lub miesiąc za wcześnie odliczyła VAT z faktury zakupu. Kolejne bardzo dobre rozwiązanie to umożliwienie wszystkim podatnikom rozliczania VAT za okresy kwartalne. Jego zaletą jest nie tylko ograniczenie liczby deklaracji, ale również zmniejszenie ryzyka popełnienia omyłki w zakresie momentu naliczenia podatku należnego lub odliczenia podatku naliczonego. W realiach polskiego, bardzo sformalizowanego VAT to jeden z najczęściej popełnianych błędów. Obecnie dla większości firm problem ten pojawia się co miesiąc. Jeśli podatnicy będą musieli się z nim zmierzyć tylko raz na kwartał, to niewątpliwie jest to istotne ułatwienie.

A czy nowelizacja zawiera rozwiązania, które mogą zwiększyć konkurencyjność Polski w oczach zagranicznych inwestorów?

Są w niej dwie propozycje, na które od dawna czekają duże firmy. Pierwsza to możliwość bezgotówkowego rozliczania VAT od importu towarów. Obecnie importerzy muszą zapłacić VAT od sprowadzanych towarów, aby następnie wykazać go jako podatek naliczony i odzyskać czasem po upływie kilku miesięcy. To powoduje, że często wybierają przeprowadzenie odprawy celnej w innych krajach. Dla nich to dodatkowe koszty i utrudnienia, a dla polskiego budżetu ograniczenie wpływów z ceł. Druga istotna poprawa konkurencyjności polskich rozwiązań VAT to uproszczenia rozliczeń dla tzw. magazynów typu call-off (składów konsygnacyjnych). Umożliwiają one zagranicznym firmom tworzenie w Polsce składów towarów dostarczanych do naszych fabryk. Korzystając z tej instytucji, dostawcy nie muszą się w Polsce rejestrować jako podatnicy. VAT jest bowiem rozliczany przez polskiego nabywcę po pobraniu towarów. Procedura ta pozwala zachować ciągłość dostaw i jednocześnie ułatwia rozliczenia VAT.

Pojawiają się jednak opinie, że te ułatwienia obłożone są zbyt licznymi warunkami i w praktyce nikt z nich nie będzie korzystał. Czy to słuszne zarzuty?

Opinie te nie są zupełnie bezpodstawne. Niewątpliwie nowe rozwiązania obwarowane są zbyt licznymi ograniczeniami i biurokratycznymi utrudnieniami. Nie są one jednak aż tak dotkliwe, aby zniechęcić firmy do korzystania ze składów konsygnacyjnych lub dokonywania odpraw celnych w Polsce, korzystając z bezgotówkowego rozliczania VAT. Byłoby jednak źle, gdyby to ostatnie rozwiązanie nie było dostępne dla wszystkich firm, które spełniają kryteria umożliwiające stosowanie procedury uproszczonej odpraw celnych. Przewidziane zabezpieczenia gwarantują bowiem, że budżet państwa niczym nie ryzykuje. Autorzy projektu uznali jednak, że przywilej ten nie będzie dostępny dla nowych firm – prawo do korzystania z niego podatnik nabędzie dopiero po roku działania. Dla międzynarodowego koncernu, który właśnie się zastanawia, gdzie ulokować swoją fabrykę, nie jest to zachęcająca informacja.

Rozumiem, że jest pan zwolennikiem jak najszybszego przyjęcia projektu w obecnym kształcie?

Straciliśmy już zbyt dużo czasu i nie ma sensu bez potrzeby przedłużać prac. W projekcie jest jednak kilka przepisów, które trzeba zmienić. Przykładem są zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny zasady ewidencjonowania faktur korygujących. W uzasadnieniu do wyroku stwierdził on, że obecne – zawarte w rozporządzeniu – regulacje zostały wydane bez podstawy prawnej. Jednak nie tylko to było powodem ich uchylenia. Obecne regulacje dotyczące potwierdzania korekt budzą też bardzo poważne wątpliwości co do zgodności z regulacjami UE, a ponadto są po prostu nieżyciowe. Tymczasem autorzy projektu po prostu przepisali z rozporządzenia do ustawy zasady ewidencjonowania faktur korygujących. Co gorsza, takie same zasady mają obowiązywać dla faktur zwiększających podatek należny, a to już stwarza szerokie pole do nadużyć. Skoro bowiem z posiadaniem dokumentu przesłanego od kontrahenta wiążą się negatywne konsekwencje, to istnieje duża pokusa, aby go zgubić. Nad tą propozycją na pewno trzeba jeszcze popracować. Niemniej jednak większość proponowanych zapisów została już bardzo dokładnie przeanalizowana w toku prac podkomisji powołanej jeszcze w poprzedniej kadencji parlamentu.

A jakich rozwiązań zabrakło w projekcie?

Zabrakło – to może nie najlepsze słowo. Nie ma w nim żadnych propozycji dotyczących tematów kontrowersyjnych, np. definicji samochodu osobowego oraz zasad odliczania podatku od nabycia tych pojazdów. To jednak chyba dobrze, temat samochodów osobowych wymaga kompleksowego uregulowania we wszystkich trzech podatkach (VAT, PIT, CIT). Polska jest jednym z nielicznych krajów, które nie opracowały praktycznego sposobu uproszczonego opodatkowania prywatnego użytku samochodów służbowych. Obecnie trwa paranoiczna sytuacja: podatnicy udają, że samochodami jeżdżą tylko w celach służbowych, a rozsądni kontrolujący udają, że w to wierzą. Problem się zaczyna, gdy jednak jakaś kontrola obejmuje to zagadnienie, naliczając VAT i podatek dochodowy według cen stosowanych przez wypożyczalnie pojazdów. W skrajnych sytuacjach podatek może przekroczyć wartość samochodu. Dlatego, aby skończyć z obecną fikcją, należy wprowadzić jakąś formę ryczałtu. Dla bardzo wielu podatników stworzenie możliwości sensownego rozliczenia się z fiskusem z tego tytułu – i to zarówno w zakresie VAT, jak i PIT – będzie wystarczającą możliwością do uczciwego deklarowania prywatnego użytkowania samochodów. Ten problem jest nierozerwalnie związany z kwestią ograniczeń w prawie do odliczenia podatku naliczonego. Nie można oddzielać tych tematów i domagać się jedynie dopuszczenia pełnego odliczenia VAT, nie rozwiązując problemu prywatnego użytku samochodów. Szkopuł w tym, że z góry wiadomo, iż jakiekolwiek przyjęte rozwiązanie naruszy czyjeś interesy i z całą pewnością będzie głośno krytykowane. Dlatego też dobrze, że temat został pominięty w obecnym projekcie, bo dzięki temu jest szansa na jego szybkie uchwalenie w atmosferze merytorycznych dyskusji bez zbędnej demagogii. A temat kompleksowego uregulowania tematu samochodów osobowych przekrojowo we wszystkich ustawach podatkowych pozostawiłbym do odrębnej ustawy.

A może jednak lepiej zebrać wszystkie zmiany i opracować zupełnie nową, prostą ustawę o VAT?

Przedsiębiorcy muszą pogodzić się z faktem, że VAT nie jest prostym podatkiem. Wynika to z jego konstrukcji. W przyszłości także nie możemy liczyć na uproszczenia. Wręcz przeciwnie, przepisy będą się komplikować, bo coraz bardziej złożona jest rzeczywistość prowadzenia firmy, np. kilkanaście lat temu nikt nawet nie przypuszczał, że trzeba będzie ustalić zasady rozliczeń usług internetowych. Polska ustawa o VAT nie może więc być prosta, bo musi być zgodna ze skomplikowaną dyrektywą. Nie ma więc sensu uchwalać nowej ustawy, bo będzie ona bardzo podobna do obecnej. A trzeba sobie zdawać sprawę, że każdy nowy akt prawny obciążony jest błędami wieku dziecięcego, czyli różnego rodzaju nieścisłościami, które muszą być wyjaśnione w drodze nowelizacji, interpretacji lub orzecznictwa. Po czterech latach obowiązywania obecnej ustawy ten trudny okres mamy już za sobą. Nie wracajmy więc do punktu wyjścia.