Najprościej jest sprzedać konsumentowi produkt lub usługę i od razu wziąć za to pieniądze. Wtedy nie powstanie żaden problem z ewentualnymi opóźnieniami i zaległościami. Nie trzeba będzie ubiegać się o zapłatę tego, co przedsiębiorcy po prostu się należy. Jednak realia współczesnej gospodarki są takie, że firmy także klientom będącym konsumentami muszą czasem proponować korzystniejsze warunki zapłaty.
W szczególności chodzi o wydłużanie terminu lub rozkładanie należności na raty. Wszystko po to, aby swoją ofertę uczynić bardziej konkurencyjną i być może właśnie dzięki temu zdobyć klienta. W takim wypadku zawsze pojawia się ryzyko trafienia na nieuczciwą osobę lub taką, która nawet z obiektywnych przyczyn ma problem w spłacie zobowiązań. Dlatego przedsiębiorca, który zawiera z konsumentem umowę, ma prawo w jej treści zawrzeć również elementy odnoszące się do sposobu komunikowania mu zaległości.
Przykładowo mogą to być takie czynności, jak: telefoniczne przypomnienie o braku zapłaty, wysłanie korespondencji, wizyta w miejscu zamieszkania klienta. I chociaż należy podkreślić, że zobowiązań trzeba przestrzegać i w razie braku zapłaty lub opóźnienia konsument narusza warunki umowy, to przedsiębiorca nie ma pełnej dowolności w konstruowaniu stosownych zapisów umowy. Chodzi tu o kwestię prawidłowego zredagowania klauzuli, wyznaczającej uprawnienia przedsiębiorcy do informowania o zaległościach i opłat z tym związanych.
Jeżeli umowa zawierana z konsumentem nie jest z nim indywidualnie negocjowana, lecz podpisywana na podstawie wzorca (regulaminu, ogólnych warunków), to jej zapisy muszą spełniać odpowiednie warunki. Nie mogą bowiem kształ-
tować praw i obowiązków konsumenta w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając interes konsumenta. Jeżeli tak jest, to z mocy prawa nie są one dla niego wiążące. Zasadę tę wprowadza art. 385
1
. Dodaje on wprawdzie, że rygoru tego nie stosuje się do postanowień określających główne świadczenia stron, w tym ceny lub wynagrodzenia, to jednak zostały sformułowane w sposób jednoznaczny.
Przykładowe naruszenie
Przykładem niedozwolonej klauzuli odnoszącej się do sposobu upominania dłużnika i kosztów z tym związanych może być taka, której treść jest zbliżona do następującego zapisu (na podstawie decyzji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów nr RPZ 23/2011):
„W przypadku opóźnienia w dokonywaniu płatności firma X zobowiązuje się do telefonicznego lub listownego powiadomienia kupującego o powstałej zaległości. Kupujący wyraża zgodę na takie powiadomienie i obciążenie go kosztami. Umowny koszt powiadomienia telefonicznego wynosi 10 zł za każdą przeprowadzoną rozmowę, koszt wysłania korespondencji 15 zł od każdego wysłanego listu. Koszty powiadomień telefonicznych i listowych nie mogą przekroczyć w sumie kwoty 150 zł.
W przypadku zalegania z płatnością powyżej 10 dni firma X zastrzega sobie prawo do osobistego (przez przedstawiciela) poinformowania kupującego o stanie zaległości i uzgodnienia zasad spłat w miejscu jego zamieszkania. Strony jednocześnie postanawiają, że koszty takiego poinformowania nie mogą przekroczyć 300 zł za jedną wizytę u kupującego”.
Decyduje rejestr
Dlaczego tego typu klauzuli w umowie zawieranej z konsumentem według wzorca przygotowanego przez przedsiębiorcę nie wolno umieszczać? Odpowiedź daje oficjalny rejestr zakazanych klauzul, prowadzony przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Znajdują się w nim fragmenty umów, regulaminów, ogólnych warunków zawierania kontraktów, które Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał za niewłaściwe.
Dodatkowe koszty
I tak np. w rejestrze pod pozycją 1796 można trafić na klauzulę o treści:
„W przypadku niewykonania zobowiązań wynikających z niniejszej umowy kredytobiorca poniesie koszty związane z monitorowaniem kredytobiorcy:
• telefonicznego upomnienia kredytobiorcy związanego z nieterminową spłatą – 13 zł,
• korespondencji kierowanej do kredytobiorcy związanej z nieterminową spłatą kredytu (zawiadomienie, upomnienie, prośba o dopłatę, wystawienie bankowego tytułu egzekucyjnego), za każde pismo; opłatą za korespondencję kierowaną do poręczycieli bank obciąża dodatkowo kredytobiorców według tych samych stawek 15 zł,
• wyjazdu interwencyjnego do kredytobiorcy – 50 zł”.
Zapis ten został umieszczony w rejestrze na mocy orzeczenia SOKiK z 6 sierpnia 2009 (XVII Amc 624/09). W uzasadnieniu tego wyroku sąd orzekł, że brak określenia procedur, jakimi kieruje się bank przy podejmowaniu czynności związanych z dochodzeniem należności, może prowadzić do dowolności jego działania w zakresie zasad, terminów czy częstotliwości korzystania z wymienionych środków. To w konsekwencji może prowadzić do zwiększenia zadłużenia konsumenta. Sąd podkreślił także, że brak regulacji w tym zakresie powoduje, że bank ma możliwość podejmowania działań, a tym samym naliczania opłat według własnego uznania, bez zachowania określonej kolejności i terminów.
Oznacza to również, że przedsiębiorca może podejmować równolegle kilka czynności służących windykacji lub dokonywać ich w krótkich odstępach czasu, nie dając konsumentowi żadnej szansy na podjęcie odpowiednich działań w związku z otrzymanym monitem. W konsekwencji konsument może ponosić dodatkowe, znaczące i nieuzasadnione koszty.
Jak zauważył sąd, treść tego postanowienia może wywołać u konsumenta błędne przekonanie co do praw i obowiązków wynikających z zawartej umowy. Zwłaszcza że na podstawie wzorca konsument nie jest w stanie przewidzieć, jakie w razie opóźnień w zapłacie środki podejmie bank, z jaką częstotliwością i w jakiej kolejności. Tym samym klient nie ma pełnej wiedzy o rodzaju i wysokości opłat, które obowiązany będzie uiścić na wypadek opóźnienia.
W szczególności może być przecież tak, że dzień po odebraniu na poczcie listu poleconego z wezwaniem do zapłaty przed jego drzwiami pojawi się przedstawiciel firmy. Za obie te czynności, służące odzyskaniu należności, klient zostanie obciążony. I nie chodzi tu o to, czy w praktyce firma w taki sposób wykorzystałaby te zapisy.
Istotą badania wzorców umownych jest już sama potencjalna możliwość naruszenia zbiorowych interesów konsumentów, a nie czy rzeczywiście do nich doszło. Nie ma więc znaczenia, czy rzeczywiście przedsiębiorca w jakiś skrajny sposób wykorzystuje tego typu zapis (np. codziennie wysyłając list polecony). Liczy się to, że daje sobie taką możliwość, redagując w ten sposób treść wzorca umowy.
Ograniczenie dla wszystkich
Z zacytowanej w ramce klauzuli jednoznacznie wynika, że konkretna sprawa, której ona dotyczyła, była związana ze specyficznym przedsiębiorcą. Mianowicie stroną w postępowaniu toczącym się przez SOKiK był bank. To jednak niczego nie zmienia. Należy bowiem pamiętać, że raz wpisana do rejestru klauzula wiąże wszystkich przedsiębiorców, niezależnie od tego gdzie działają (województwo) i w jakiej branży.
Specjalizacja lub specyfika działalności nie mają więc znaczenia. Tym samym w świetle obowiązującego orzecznictwa „zakazane jest posługiwanie się w obrocie prawnym postanowieniami wzorów umów wpisanych do rejestru jako niedozwolone przez wszystkich i przeciwko wszystkim kontrahentom występującym w stosunkach prawnych określonego rodzaju” (wyrok Sądu Najwyższego z 20 czerwca, III SK 7/06).
Takie stanowisko zostało potwierdzone w uchwale tego sądu z 13 lipca 2006 (III SZP 3/2006), w której uznano, że „stosowanie postanowień wzorców umów o treści tożsamej z treścią postanowień uznanych za niedozwolone prawomocnym wyrokiem SOKiK i wpisanych do rejestru może być uznane w stosunku do innego przedsiębiorcy za praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów”.
Drugi element, który wymaga wyjaśnienia, to zgodność zapisów obu klauzul, tj. tej, która już znajduje się w rejestrze i tej kontrolowanej. Także w tym wypadku warto odwołać się do bogatego orzecznictwa. I tak SN niejednokrotnie podkreślał, że praktyka naruszająca zbiorowe interesy konsumentów obejmuje również przypadki wprowadzenia jedynie zmian kosmetycznych, polegających na przestawieniu szyku wyrazów lub zastąpieniu jednych wyrazów innymi, jeżeli tylko wykładnia postanowienia pozwoli stwierdzić, że jego treść mieści się w hipotezie zakazanej klauzuli.
Stosowanie klauzuli o zbliżonej treści do klauzuli wpisanej do rejestru, która wywołuje takie same skutki, godzi przecież tak samo w interesy konsumentów, jak stosowanie klauzuli identycznej z wpisaną do rejestru. Innymi słowy nie jest konieczna dokładna, literalna zbieżność klauzuli wpisanej i klauzuli z nią porównywanej. Niedozwolone będą również takie postanowienia umów, które mieszczą się w hipotezie zapisu umieszczonego w rejestrze, którego treść zostanie ustalona według wykładni.
Jak powinno być
Wracając zatem do przykładu zakwestionowanej klauzuli, należy stwierdzić, że przedsiębiorca, w celu wyeliminowania zagrożenia w postaci zarzutu naruszenia zbiorowych interesów konsumentów, może ją zredagować np. w następujący sposób:
„W przypadku opóźnienia w dokonywaniu płatności powyżej 30 dni firma X zastrzega sobie prawo do osobistego (przez przedstawiciela) poinformowania kupującego o stanie zaległości i uzgodnienia zasad spłat w miejscu jego zamieszkania. Strony zgodnie postanawiają, że koszty takiego poinformowania nie mogą przekroczyć 200 zł za jedną wizytę u kupującego.
Wizyta może mieć miejsce nie częściej niż raz na dwa miesiące. W razie opóźnienia w dokonywaniu płatności firma X uprawniona jest do telefonicznego lub listowego powiadomienia kupującego o powstałej zaległości nie częściej niż raz na dwa tygodnie. Koszty powiadomień ponosi sprzedający. Jednak przekroczenie terminu zapłaty będzie skutkować naliczaniem odsetek ustawowych za opóźnienie w spełnieniu świadczenia”.
W ten sposób da się doprecyzować elementy mogące budzić wątpliwości. Koszt wizyty jest jednoznacznie ustalony, a jednocześnie podana jest maksymalna częstotliwość stosowania tego instrumentu. Dlatego konsument nie jest narażony na powstanie nieuzasadnionych kosztów. Tak samo można postąpić wobec zawiadomień telefonicznych i listownych.
Można także, jak w naszym przykładzie, przerzucić te koszty na przedsiębiorcę. Wprawdzie konsument nie będzie znał dokładnych terminów i częstotliwości (teoretycznie w tym samym czasie przedsiębiorca może zadzwonić i wysłać list), ale nie będzie ponosił kosztów takich interwencji. Także tutaj zostało więc wyeliminowane ryzyko obciążenia konsumenta nadmiernymi kosztami.