Autor na własnym przykładzie pokazuje, jak destrukcyjny dla jego sytuacji finansowej, ale także osobistej, rodzinnej, może być ten mechanizm. Redakcja ma dane czytelnika, który, co zrozumiałe, prosi o anonimowość.
List dedykujemy premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, który wielokrotnie podkreślał, że priorytetem jego rządu jest wspieranie przedsiębiorczych obywateli i walka z opresyjnym urzędniczym państwem, które przez arbitralne decyzje doprowadziło do upadku wiele dobrze prosperujących biznesów. Ikoniczną ofiarą takiej polityki jest Roman Kluska.
Przez arbitralność decyzji urzędników oceniających, kto jest przedsiębiorcą, a kto nie, m.in. wedle kryterium miejsca działalności czy liczby wystawionych faktur, takich spraw jak Kluski może być 100 tys. Czy na pewno tego chce rząd, trzymając też ponad milion samozatrudnionych w niepewności co do ich losu?
Rząd musi przestać kluczyć w sprawie testu przedsiębiorcy, bo dziś poszczególni ministrowie przedstawiają opinii publicznej sprzeczne informacje. Głos powinien zabrać premier, określając jasno, jaka jest polityka rządu w tej kwestii.
Publikujemy reakcję mikrobiznesmena na informację, że rząd planuje wprowadzenie tzw. testu przedsiębiorcy. Jego przykład dobitnie dowodzi, że politycy powinni wycofać się ze złych pomysłów.
"Jestem jednym z pierwszych do odstrzału i jestem po prostu tak przerażony, że nie mogę spać po nocach. Już publiczna egzekucja byłaby lepsza niż coś takiego.
Z grubsza oszacowałem, jak to mogłoby wyglądać w moim przypadku:
1. Natychmiast tracę możliwość zarabiania i tzw. płynność finansową. Banki wymawiają mi kredyty i moja rodzina traci mieszkanie na kredyt, mimo że spłaciliśmy już prawie połowę. Raty są na tyle duże, że żona sama ich nie udźwignie. Dostawca telefonii mobilnej wymawia mi umowę i nie będę mógł nawet zrobić przelewu w banku online, bo nie dostanę hasła SMS-em. To jest taka śmierć cywilizacyjna.
Przy okazji będę musiał wykazać się końskim zdrowiem, bo stracę wszelkie prawa do ubezpieczenia w ZUS.
2. Urząd skarbowy każe mi zapłacić podatek według skali, zaczynając od stycznia 2014 r. Wychodzi mi, że 12–13 tys. zł rocznie bez odsetek, czyli ok. 72–78 tys. zł za wszystkie lata.
3. Ten sam urząd zażąda od moich kontrahentów zwrotu odliczonego przez te lata VAT i PIT z unieważnionych faktur wystawionych przeze mnie. To coś ponad 160 tys. zł plus odsetki.
Duże kłopoty mają dodatkowo także kontrahenci.
4. Teraz sprawa idzie do ZUS, który zażąda zapłacenia składek w pełnym wymiarze plus odsetki za te wszystkie lata. Ode mnie i od kontrahenta. Z grubsza wychodzi coś ponad 100 tys. zł. Bez odsetek.
Mam 53 lata. Szansa na znalezienie jakiejś pracy, która pozwoliłaby mi spłacić coś takiego, jest zerowa. Cała moja rodzina ląduje na bruku, a ja zostaję z długiem, który przejdzie na moje dzieci w spadku. To ja już wolę publiczne wieszanie na latarni. Nie wiem, co z tym zrobić. Nie ma jak się bronić.
Nie robię nic nielegalnego: jestem specjalistą w swojej profesji, mam umowę outsourcingową z firmą, której świadczę usługi serwisowe. Z jedną od wielu lat, bo działamy w niszy rynkowej, gdzie po prostu innych już nie ma.
Na dodatek pochłania mi to tak dużo czasu, że nie mam jak zająć się jeszcze czymś innym czy choćby świadczyć drobne usługi dla osób prywatnych.
Jedno wiem na pewno: ta czy inna władza będzie musiała sięgnąć po coś takiego, bo z takimi ustawowymi wydatkami budżetowymi każdy wpływ podatkowy to za mało.
„Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy" – pisał Alexis de Tocqueville.
Jedyne, na co można by jeszcze mieć nadzieję, to jakiś okres przejściowy i może abolicja.
Choć marnie to widzę, obserwując praktyki kolejnych ekip i swoistą kreatywność urzędniczą zupełnie niezależną od jakichkolwiek rządów.
Z poważaniem polski przedsiębiorca."
Pełna treść listu przedsiębiorcy