Zarówno jednak krajowe, jak i unijne przepisy dotyczące kierowców wymuszają szczególną staranność przy sporządzaniu umów innych niż o pracę. Szczegółowo bowiem określają zagadnienia związane z czasem prowadzenia pojazdu, obowiązkowymi przerwami i odpoczynkami. Nie regulują natomiast zasad odpłatności za nie.

Przewoźnik, który zatrudnia kierowcę na zlecenie, musi też uważać, aby taka umowa nie nabrała cech charakterystycznych dla stosunku pracy. Trzeba również zwrócić uwagę na kwalifikacje kierowcy, jego niekaralność oraz to, czy przeszedł odpowiednie badania i szkolenia.

Natomiast kierowca przedsiębiorca, samodzielnie wykonujący przewozy osobowe i towarowe ciężarówkami we własnej firmie, musi zadbać o ukończenie kursu na certyfikat kompetencji zawodowych. Ma też uzyskać licencję albo zatrudnić osobę z takimi kwalifikacjami we własnej.

[b]Kierowca szkolnego gimbusa może być zleceniobiorcą, jeśli nie będzie wykonywał poleceń przełożonego, a jego praca ograniczy się do przywożenia i odwożenia dzieci do szkoły[/b]

Powództwem o ustalenie istnienia stosunku pracy ryzykuje bardziej firma budowlana, w której kierowca na zleceniu wykonuje pracę w określonych godzinach i na wyraźnie polecenie szefa.

Przewoźnicy preferują jeszcze zatrudnianie kierowców na kontrakty cywilnoprawne. Prym wiedzie umowa o świadczenie usług z art. 750 kodeksu cywilnego (patrz wzór). Przypominam, że stosujemy do niej przepisy o zleceniu – art. 735 k.c. Podpisując taką umowę, kierowca zobowiązuje się dokonać dla zamawiającego, czyli przewoźnika, określoną czynność faktyczną. Może przykładowo wozić dzieci do szkoły i z powrotem pod warunkiem, że nie będzie wykonywał obowiązków w sposób charakterystyczny dla stosunku pracy (patrz: Uważaj z umową). Będzie wtedy pracującym na zleceniu kierowcą gimbusa. O zaletach tej umowy przesądzają dwie rzeczy: po pierwsze można ją wypowiedzieć w każdym czasie, a po drugie stosując ją, płacimy mniej do ZUS.

Jeżeli zlecenie wypowie przewoźnik (zleceniodawca), to kierowcy powinien zwrócić poniesione przez niego koszty oraz uiścić odpowiednią część wynagrodzenia. Jeżeli natomiast tę umowę wypowie – bez ważnego powodu – szofer, to musi liczyć się z odpowiedzialnością za szkodę, która może powstać z tego tytułu.

Przy składkach do ZUS zlecenie jest korzystniejsze od etatu. Gdy kierowca poza zleceniem w jednej firmie nie ma innego źródła utrzymania, to od zlecenia obowiązkowo odprowadzamy tylko składki emerytalne, rentowe i zdrowotną. Jeśli chodzi o składkę wypadkową, to uiszczamy ją tylko wtedy, gdy wykonawca wykonuje pracę w siedzibie lub w miejscu prowadzenia działalności zleceniodawcy. Składkę chorobową opłaca on dobrowolnie.

U kierowcy, który ma kilka zleceń, składki emerytalna i rentowe są odprowadzane obowiązkowo, ale tylko od jednej z umów, a składka zdrowotna od wszystkich. Jeżeli natomiast przewoźnik zatrudni do kierowania pojazdem studenta, który nie ukończył jeszcze 26 lat, to od zlecenia nie odprowadza za niego żadnych składek.

Mimo że kierowca na zleceniu nie jest pracownikiem, to i tak stosujemy do niego przepisy o bezpieczeństwie i higienie pracy. Oznacza to, że przewoźnik musi:

- organizować pracę w sposób bezpieczny i higieniczny,

- zapewnić przestrzeganie przepisów i zasad bhp,

- zapewnić wykonywanie nakazów czy poleceń np. Państwowej Inspekcji Pracy,

- zapewnić wykonywanie zaleceń społecznego inspektora pracy.

Wynika tak z art. 207 k.p., a ten przepis zgodnie z art. 304 k.p. stosujemy do zleceniobiorców.

Przewoźnicy pytają, czy muszą też wysyłać zleceniobiorców na badania lekarskie. Zasadniczo wykonawcy dzieła i zleceniobiorcy nie muszą przez nie przechodzić. Wyjątek dotyczy sytuacji, gdy pracodawca uznał je za obowiązki bhp albo gdy wymaga tego rodzaj pracy, którą wykonuje strona umowy cywilnej.

Tak uznał Główny Inspektorat Pracy [b](stanowisko GNP/426/ 4560-364/07/PE)[/b]. Inaczej jest jednak z pracującymi na zleceniu kierowcami. Z ustawy o transporcie drogowym wynika bowiem, że zawodowy szofer przechodzi badania lekarskie i psychologiczne bez względu na formę zatrudnienia. Przypominamy, że ten, który nie ukończył 60 lat, musi badać się co pięć lat, a starszy co 30 miesięcy. Ponadto pierwsze badanie mają obowiązek wykonać przed rozpoczęciem pracy. Natomiast badania psychologiczne – w zależności od wieku – kierowcy przechodzą odpowiednio co pięć lat albo co 30 miesięcy.

Przewoźnik, który zatrudnia kierowcę na zlecenie, musi uważać, aby taka umowa nie nabrała cech charakterystycznych dla stosunku pracy. Trzeba zatem unikać, aby szofer świadczył pracę:

- zgodnie z regulaminem pracy,

- w określonych godzinach,

- na polecenie przewoźnika lub bezpośredniego przełożonego, np. co do miejsca i sposobu wykonywania pracy,

- podpisując wcześniej listę obecności.

Przywołany wcześniej kierowca szkolnego gimbusa może być więc zatrudniony bez obaw na umowie cywilnoprawnej, o ile nie występują wymienione przesłanki. Większe ryzyko poniesie natomiast firma budowlana. Jeżeli np. przyjmie kierowcę na zlecenie, a on – tak jak inni pracownicy – świadczy pracę w określonych godzinach i, nawet gdy nie jeździ, przebywa na terenie firmy, czekając na polecenie przełożonego, to jest podstawa, aby wystąpił do sądu z powództwem o ustalenie istnienia stosunku pracy. Zgodnie bowiem z art. 189 kodeksu postępowania cywilnego można je wytoczyć, gdy powód ma interes prawny. Ta przesłanka występuje natomiast wtedy, gdy istnieje obiektywna niepewność co do stanu prawnego. Nie ma interesu prawnego, gdy stan prawny nie budzi wątpliwości – uznał [b]Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 21 lutego 1997 r. (II CKU 7/97)[/b].

Roszczenia o ustalenie istnienia stosunku pracy nie przedawniają się, bo nie mają charakteru majątkowego. Nie oznacza to jednak, że kierowca pracujący dawniej na zleceniu, wykonujący pracę charakterystyczną dla stosunku pracy, może po trzech latach od wygaśnięcia tej umowy wystąpić z roszczeniem o ustalenie istnienia stosunku pracy i tym samym o wypłatę np. zaległych świadczeń z umowy o pracę czy niewypłaconych dodatków za godziny nadliczbowe. Dlaczego? Po wygaśnięciu zlecenia powód nie ma już interesu prawnego – stwierdził [b]Sąd Apelacyjny w Warszawie 21 czerwca 2000 r. (I ACa 208/00)[/b].

Nawet nazwanie umowy przez strony zleceniem nie przeszkadza, aby zakwalifikować ją jako umowę o pracę. Potwierdził to[b] Sąd Najwyższy w wyroku z 25 kwietnia 1997 r. (II UKN 67/97)[/b]. Podobnie zresztą jest z umową o dzieło – można ustalić, że jest w rzeczywistości umową o pracę [b](wyrok SN z 5 grudnia 2000 r., I PKN 127/00)[/b].